Po osiągnięciu pewnego wieku nie jestem już miłośnikiem plaży i przedkładam wizytę w lokalnej gastronomii nad piaskowymi harcami. Jednak niedawno (powodowany obowiązkami rodzicielskimi) zmierzyłem się z parawanem, błotnymi twierdzami i kanapkami z dużą ilością piasku. A przy okazji widziałem i słyszałem rzeczy, których raczej nie powinienem ani widzieć, ani słyszeć.
Nie byłbym sobą, gdybym nie postrzegał plaży jak miejsca, w którym – jakby nie patrzeć – funkcjonują jakieś zasady, których nieprzestrzeganie powoduje dyskomfort u innych, zarówno tych leżących, jak i stojących, czy pływających.
Tym większy jest ów dyskomfort, bo zaskakuje nas w miejscu, do którego zmierzamy by wypocząć, odetchnąć, bez względu czy będzie to zagłębienie się w ostatnią książkę z Harrym Hole, chęć zmiany koloru skóry, czy tylko patrzenie w niebo i liczenie chemtraili, które zostawiają lecące nad nami stalowe ptice.
(Przy okazji, polecam książkę Agnieszki Osieckiej dla dzieci, choć dorośli też będą mieli przyjemność z czytania lektury „Ptakowiec”. To przygody młodego samolotu, który miał sporo wspólnego z mewami, i stąd to moje skojarzenio-polecenie).
PLAŻA – NIECH TO SIĘ TU NIE ZDARZA
ŚMIECI
Choć można wytknąć służbom oczyszczania, że kosze pozostawione przy plaży są bardzo małe, przynajmniej z takimi się spotkałem, to nie stoi nic na przeszkodzie, żeby po skończonej konsumpcji plażowicze zabrali ze sobą wszystko to, co jest już im niepotrzebne i wyrzucili do śmietnika. Jeżeli nie plażowego, to tego w centrum, nieopodal smażalni, która hasłem reklamowym „nocny połów”, bije te pozycjonujące się jako serwujące ryby „z kutra”, albo te najmniej przyciągające uwagę, bo z najpowszechniejszym sloganem – „świeża ryba”.
Aha, zakopywanie śmieci nie ma najmniejszego sensu, a nawet może być niebezpieczne, bo:
- dziecko + kopanie rękoma + zakopana puszka = lepiej nie kończyć…
- dorosły + kopanie rękoma + zakopana pielucha = lepiej nie kończyć…
Inną kwestią jest konsumpcja alkoholu na plaży. Jeżeli nie ma przeciwwskazań, to zostaje zdrowy rozsądek, który podpowie ile i co można, lub czego zdecydowanie nie powinno się potem robić i na ten temat nie ma się co dalej wymądrzać.
MUZYKA
Dźwięki wydobywane z elektronicznych pudełek na plaży, nie są nowością, bo przecież pisała o nich już Janina Ipochorska (vel Kamyczek). Przy czym współcześnie już nie trzeba taszczyć ze sobą wielkiego magnetofonu na baterie R20, a wystarczy przenośny głośnik, który swoją mocą może trochę poprzeszkadzać dookoła.
I nie ma znaczenia, że słuchamy Duka Elingtona czy Billie Holiday, ktoś może po prostu tego nie akceptować i kropka. Plaża to miejsce publiczne, posiłkujmy się więc słuchawkami.
PALENIE
Kiedyś papieros jakoś wyjątkowo smakował na plaży. Szczególnie tuż po wyjściu z wody, dlatego palenie było autentyczną przyjemnością. Jednak przy dużym zagęszczeniu na metrze kwadratowym, osobom zwróconym głowami w kierunku morza, dym papierosowy może przeszkadzać. Tym bardziej, że niektórzy traktują plażę jako miejsce zabaw z dziećmi.
Ktoś powie, że plaża to wiatr, nic się nie poczuje, szybko przewieje dym papierosowy. No dobrze, to ja się pytam: why does it always rain on me? Już nie wspominając o niedopałkach, które tak jak rzucane przez przechodniów na chodnik lub wyrzucane z samochodów na ulicę, rzucane są również na piasek – pardon, może nie rzucane, ale wciskane w piach jak w wielką popielniczkę.
Czyli co? Nie można palić, a wszyscy palacze to ludzie źli? Nie, ale niech pamiętają o innych, szczególnie jak leżą na wyciągniecie ręki do kanapek z torby plażowiczów obok.
NAGOŚĆ
Nucąc „Chałupy” Zbigniewa Wodeckiego od dawna żywię przekonanie, że naturyzm to piękny ruch, ale powinien być uprawiany z wyczuciem, jak zresztą wszystko. Myślę tu o obu stronach medalu.
A zatem, jeżeli pragnę spędzić czas na plaży nudystów, to dostosowuję się do zasad tam panujących i nie buduję dyskomfortu u osób, które swobodnie czują się pośród innych nagich plażowiczek i plażowiczów. Paradowanie ze słomkowym kapeluszem, zakrywającym to i owo, na dodatek wbijając wzrok w każdego kto przejdzie obok, będzie mało zręcznym zachowaniem.
Z drugiej strony, jeżeli preferuję „sunny dress code”, to muszę mieć pewność, że na plaży nie będącej wydzieloną dla naturystów, nie będę wzbudzać zamieszania pośród tych, którzy wybierają kostiumy, pianki i kąpielówki.
Oczywiście szybkie przebranie się nikomu krzywdy nie zrobi, ale już przeciąganie chwili nagości, bądź ostentacyjne obrócenie się o 360 stopni dokoła własnej osi („patrzcie jaki jestem wyzwolony/ wyzwolona”) nie będzie należało do zachowań oczekiwanych.
A CO Z DZIEĆMI? CZY MOGĄ CHODZIĆ NAGO?
Nagie dziecko zgorszenia nie powinno siać i nie można dać się zwariować, choć wątpliwości może budzić malec, który jeszcze nie do końca jest w stanie zapanować nad swoją fizjologią. Dlatego zaradny rodzic wie, kiedy można przewietrzyć to i owo, a kiedy uzbroić dzieci w pieluchy.
A jeżeli coś się przypadkiem wydarzy, jeżeli nie zdążymy z pieluchą, to korona nam z głowy nie spadnie jak zbierzemy np. łopatką to co mało eleganckie, przełożymy do torebki i wyrzucimy do kosza. Ot, wysiłek.
DZIECI
Wizyta na plaży z dziećmi, to nie przelewki.
Dzieci krzyczą, bo są dziećmi. Dzieci sypią piaskiem, bo są dziećmi. Dzieci biegają, chlapiąc wodą dookoła, bo są dziećmi. Dzieci podchodzą ciekawe do innych, nie tylko dzieci, bo są dziećmi. Dzieci dostają małpiego rozumu – z cały szacunkiem do naszych ewolucyjnych braci i sióstr – na plaży, bo są dziećmi.
I nasza w tym rola opiekuna, który już dzieckiem nie jest, żeby tłumaczyć do upadłego, do ostatniego ziarenka piasku, ostatniej muszelki i ostatniego bursztynu, że takie zachowanie może przeszkadzać, że warto pójść i przeprosić, odejść na bok i bawić się 10 metrów dalej.
A jeżeli ktoś zwróci nam uwagę, że latorośl zbyt często biega po nieswoim ręczniku, czy notorycznie chlapie wodą, to nie obruszajmy się, uśmiechnijmy, przeprośmy i obiecajmy, że porozmawiamy z piaskowymi ludkami w wakacyjnym amoku.
A jeżeli Pani, bądź Pan chcą zwrócić uwagę rodzicom, bądź dziecku, że to, czy tamto, to lepiej uśmiechnąć się, nie podnosić głosu, na spokojnie porozmawiać, wytłumaczyć w czym problem. Każdy był dzieckiem, prawda?
ZWIERZĘTA
Gdy wchodzę na plażę, to pierwsza myśl formułuje się następująco: ale wielka kuweta. Cóż, tak to już jest, jak się spędza sporą część dnia z kotami.
Niedawno na plaży obserwowałem jak jeden pan bawił się ze swoim psem, dużym włochatym, rasy nie znam. Ależ to były harce, aż było miło patrzeć. Plaża nie była oznaczona jako otwarta dla zwierząt, ale też nie widziałem zakazów. Obserwująca ze mną tę sytuację żona powiedziała: „Zobacz, jaki ten pies jest dobrze wychowany”. I faktycznie, czworonóg zachowywał się bardzo taktownie, wręcz elegancko. Nie wadził nikomu, zajęty zabawą tuż przy brzegu, natychmiast reagował na sygnały wysyłane przez mężczyznę. Następnego dnia jakaś Pani prowadziła na smyczy buldoga i widać było, że jest przygotowana do tego spaceru, bo miała przy sobie torebkę na nieoczekiwaną toaletę swojego pupila (miała go również wytatuowanego na kostce).
Zmierzam do tego, że plaża to trochę więcej niż trawnik w parku, po którym spacerujemy ze swoimi psami (trzymając się już psów), gdzie można znaleźć specjalne punkty z torebkami, bądź kosze przeznaczone na to i owo. Nie mam nic przeciwko zwierzętom na plaży, a nawet uważam, że jeżeli cała rodzina spędza tam lwią część dnia, to pies jako pełnoprawny członek stada, też powinien tam być (o ile nie ma zakazów, ale wtedy stado idzie gdzie indziej).
Jako przyjaciele zwierząt, którzy chcą dzielić miejsca publiczne z innymi, powinniśmy wiedzieć na co stać nasze zwierzaki, co mogą zrobić i jak reagują na innych, szczególnie w takim miejscu jakim właśnie jest plaża. Wypadałoby więc być przygotowanym na każdą okoliczność związaną z utrzymaniem higieny w miejscu gdzie są inni plażowicze, bo to czy owo może się zdarzyć na plaży nawet Ferdynandowi Wspaniałemu.
TELEFON & ROBIENIE ZDJĘĆ
Myślałem, że nie będę wałkował tego tematu no ale… Wyobraźmy sobie ręcznik przy ręczniku, parawan przy parawanie, stopę niemal przy stopie, a obok jegomość lub jego małżonka, którzy non stop nawijają przez telefon – na głos, namiętnie, o wszystkim od czego chcielibyśmy uciec, tu na plaży. Mimowolnie zagłębiamy się w tę jednostronną rozmowę (chyba, że rozmówca zostanie przełączony na głośnomówiący) i słyszmy, że kogoś zwolnili, że ktoś nie dał tyle ile trzeba na komunię, że, że, że…
Nie, nie znaczy to, że nie można sobie porozmawiać, ale czy wszyscy naprawdę muszą słyszeć nasze prywatne, biznesowe, czy inne rozmowy, które zdecydowanie powinny być z dala od naszych uszu? Przecież można dyskretniej.
Z telefonem łączy się aparat fotograficzny, a szczególnie na plaży robienie zdjęć jest delikatną sprawą. O ile wszyscy patrzą na mnie z politowaniem, jak robię zdjęcia do bloga, albo z uśmiechem na grupkę osób, która szaleje z selfie patykami, to już celowanie telefonem, tak niby od niechcenia, w kierunku innych plażowiczek i ich męskiego odpowiednika budzi podejrzliwość albo przynajmniej, tak często wspominany przez autora tego wpisu, dy-skom-fort. Takie czasy.
TRZEPANIE
No i na koniec części plażowej: wieje wiatr, zbieramy się na obiad, kolekcjonujemy grzecznie wszystkie śmieci, dzieci znalazły wszystkie łopatki, grabki i wiaderka, został tylko koc lub ręcznik. Podnosimy go i elegancko strzepujemy piasek w stronę morza. Ale wiatr jest złośliwy i część piachu ląduje w kanapce sąsiada. Dziękuję. Koniec aktu. A wystarczy się po prostu rozejrzeć i ocenić sytuację.
POZA PLAŻĄ – TE RZECZY RÓWNIEŻ RAŻĄ
STRÓJ
Od kilku lat w zagranicznych nadmorskich miejscowościach można spotkać znaki, których celem jest wskazanie turystom, a przede wszystkim plażowiczom, że strój kąpielowy obowiązuje tylko na plaży i nigdzie indziej. Nie na bulwarach, nie w sklepach, nie w restauracjach. Za nieprzestrzeganie tych wytycznych nakładane są kary i to niemałe, bo od kilkudziesięciu do kilkuset EUR.
W naszych okolicznościach przyrody, nie natknąłem się na informację o karach, ale coraz częściej pojawiają się tablice informujące o właściwy podejściu do tematu ubioru w rejonach turystycznych i to niekoniecznie tam gdzie są plaże, czy miejsca kultu religijnego (o czym pisałem jakiś czas temu), ale np. w warszawskiej Królikarni.
Dlaczego? Przecież goły brzuch krzywdy nikomu nie zrobi, są gorsze rzeczy. Niby tak, ale w tym wszystkim chodzi m.in. o estetykę, choć zawsze znajdą się głosy, że ogranicza się czyjeś prawa do swobody ubioru, szczególnie na urlopie.
Pamiętam jak w zeszłym roku media poruszyły wątek opalania się na balkonach, tarasach, ale też w parkach, czy innych miejscach przestrzeni publicznej i w sumie oddźwięk był taki, że jednak jakaś powściągliwość w ubiorze powinna być, bo nie każdy ma ochotę oglądać, albo być zmuszonym do oglądania, negliżu.
Poza tym dochodzą do tego jeszcze kwestie higieniczne, a ubranie – jeżeli popatrzymy na nie, nie tylko pod kątem estetycznym – jest pewną barierą pomiędzy potem, a oparciem siedzenia w restauracji.
TOALETA
Temat niełatwy, bo infrastruktura sanitarna na polskich plażach – niesprawiedliwie generalizując – nie spełnia wszystkich potrzeb i oczekiwań. Nie będę się skupiał na miejscach, gdzie toaleta jest (choćby płatna) i jedynym wysiłkiem jest przejście nawet kilkuset metrów. Zamiast uzupełniać poziom wyporności w naszym pięknym morzu, zastanówmy się co można zrobić w sytuacjach mniej komfortowych.
Nie będę też pisał, że o wszystko można zadbać przed wyjściem na plażę, bo o ile dorosły jest w stanie zapanować nad swoim ciałem, to co powiemy o dzieciach? Szczególnie w sytuacji gdy wychodzimy na kilka godzin.
BAR – niektórzy polecają udanie się do najbliższego baru, zamówienie napoju, w domyśle jako zapłaty za możliwość skorzystania z toalety, a następnie skorzystanie z rzeczonej. Choć może nas to trochę kosztować, jest to higieniczne wyjście, ale tylko wtedy gdy faktycznie jest jakiś bar w okolicy.
WYDMA – skok za wydmę jest jednym z częstszych rozwiązań, bo blisko, w miarę intymnie i budżetowo. Jeżeli już decydujemy się na taki krok, bo np. do jakiejkolwiek infrastruktury mamy długą drogę, do Toi Toia boimy się wejść, bo nawet Musca domestica szepcze merci beaucoup, to najlepiej – wiem, że zostanę skrytykowany – ale po harcersku wykopać dołek i potem go zakopać. Zostawienie miejsca z papierową flagą nie przynosi dumy wydmowym okolicom.
MORZE – a może jednak nie?
Czy to wszystko na temat plaży? Wątpię. Ale to rzeczy, które przyszły mi do głowy kiedy kilka razy ją w tym roku odwiedziłem.
Udanych urlopów!